Rozważania Oświatowe Ruchu Oporu nr 6

Pośród liczących się w grze o władzę w Polsce stronnictw nie widać żadnego działającego stanowczo na rzecz dekolonizacji Naszego Kraju. A bez zrzucenia kolonialnych zależności Naród Polski może liczyć tylko na rolę taniej siły roboczej, gorszego sortu albo i w końcu mięsa armatniego obcych imperialistów.

Kto ma przerwać wkręcanie Polski w wiry walki między mocarstwami, w której Nasza Macierz jest obecnie przedmiotem rozgrywek zimnowojennych, wojny hybrydowej, handlowej, informacyjnej? Inicjatywy polityczne tak zwanych antysystemowców czy altersystemowców pędzą do zwycięstwa jak ślimaki po porannej rosie i jeśli nie znajdą lepszego sposobu na wzrost, to może urośnie z nich coś liczącego się w nowej epoce kamienia łupanego, by zdobyć władzę na atomowym pobojowisku.

Żeby zjednoczyć bardziej świadomą część sierot po Polsce, potrzeba - bardziej niż przywództwa - wspólnego celu o jednoczącej mocy. Celu bardziej szczegółowego, niż żeby było lepiej i mniej osobistego, niż wyniesienie jakiejś osoby do przywództwa narodowego.

Już widzimy lub widzieć należałoby, jakie cele nie sprawdziły się dotychczas w jednoczeniu aktywu polskiego do odzyskania Ojczyzny. Walka przeciw sanitaryzmowi jednoczy bardziej tylko przy większym nasileniu terroru sanitarystycznego. Podobnie obrona przed kolejnymi falami globalistycznego totalitarnego technokratyzmu. Jednoczenie wokół religii czy wierzeń dawnych i nowych z jednymi jednoczy, ale z innymi dzieli. Podobnie jest z ideologiami, które część osób przyciągają, inne zobojętniają lub odpychają. Również słabym celem zjednoczenia okazuje się popieranie konkretnych ustrojów państwowych. Dużej mocy zjednoczeniowej jeszcze nie wykazali współcześnie ani monarchiści, ani referendokratyści, ani ci, co wiedzą, jaki ustrój byłby najlepszy, ale na razie nie powiedzą.

A może jest teraz najlepszy czas, by podjąć próbę budowy polskiej politycznej siły wokół ochrony Polski przed wciąganiem do zimnej wojny mocarstw w ogólności, a w szczególności wojen o jedwabny szlak, zwłaszcza wojny na Ukrainie? Pragnienie ocalenia Polski przed wojną jest wspólne niewyszczepialnym i wyszczepionym, użytkownikom pieniądza elektronicznego i gotówki, zwolennikom silników spalinowych i elektrycznych, mięsożerstwa i wegetarianizmu, prawicowcom i lewicowcom, konserwatystom i postępowcom, katolikom, rodzimowiercom, nowoerowcom, agnostykom, ateistom, czekającym na króla Polski i na polską demokrację bezpośrednią. Wiele osób różniących się w rozmaitych poglądach nie chce, by wojna zawitała na polskiej ziemi, nie chce obrócenia polskich miast w gruzy, atomowej pustyni nad Wisłą, wojennej tułaczki niedobitków narodu, jeśli ktoś w ogóle przeżyje. A przed wojną nie ocali Polski nawet najlepszy sojusz z najmilszym mocarstwem, jeśli możnowładcy światowi zwariują do reszty. Jeśli wojna na Ukrainie rozleje się na Europę, największą szansę na pozostanie wyspami pokoju będą mieć kraje neutralne. W razie gorącej wojny światowej największą szansę na ocalenie będą mieć kraje neutralne. Żyjemy w czasie, gdy najcenniejszym zasobem państw i narodów staje się neutralność, czyli niezaangażowanie w toczące się i grożące wybuchem wojny.

Skoro dążenie do neutralności Polski ma teoretycznie największy potencjał jednoczący, skoro wartość neutralności rośnie na naszych oczach, skoro jawi się ona jako najlepsza droga ocalenia polskości - to czyż nie neutralność powinna stać się sztandarem, drogą i celem świadomej części Polskiego Narodu pragnącej dekolonizacji Ojczyzny Naszej?