Wojny są jak pułapki, łatwiej w nie wpadać niż z nich wychodzić. Wybuch wojny często wynika ze zdrady zwykłych ludzi przez elity.
Polska na szczęście jeszcze nie została przez krajowe elity do wojny na Rusi wepchnięta. Ale obserwujemy od dekad jak są te elity skłonne, by - dla nagrody za służenie globalnym elitom - poświęcać dobre imię Polski, jej gospodarkę, bezpieczeństwo, zdrowie i życie mieszkańców.
Pamiętamy jak wkręcono Polskę w pochwalanie natowskiej zakłamanej napaści na Serbię, jak użyto Polski do uznania rzekomej niepodległości Kosowa. Pamiętamy jak elity nadwiślańskie pozwoliły wepchnąć Polskę do wojen irackiej i afgańskiej, do okupacji tych państw. Pamiętamy szarganie imienia Polski popieraniem kolonialnych awantur w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie.
Pamiętamy jak od banderowskiego przewrotu w Kijowie wspieraniem go elity z Polski pluły na pamięć polskich ofiar banderyzmu. Widzimy od niemal roku okradanie inflacyjne mieszkańców Polski w służbie banderowskiej Ukrainie, widzimy przesadne przywileje dla uciekinierów z Ukrainy, widzimy przekazywanie banderowskiej dyktaturze na Ukrainie polskiego majątku, w tym zbrojenie banderowskich wojsk poprzez rozbrajanie wojska w Polsce.
Ale to jeszcze nie jest udział w wojnie. Popieranie jednej ze stron w wojnie to wcale nie jest udział w niej. Kibice, choćby nie wiadomo jak głośno wykrzykiwali poparcie, choćby nie wiadomo jak wiele łożyli wsparcia - są tylko kibicami. Jeszcze wojska podległe rządowi warszawskiemu nie weszły na Ukrainę ani nie atakują antybanderowskich wojsk. Jeszcze można nie dopuścić do wplątania Polski jako strony walczącej w wojnę banderowską.
Ile jeszcze brakuje do wpadnięcia Polski w pułapkę wojny?
Nie wiemy, ale obserwujemy że partia wojny wciąga w podżeganie kolejne szeregi aktywu społecznego sięgając po poparcie ludzi tak zwanego antysystemu czy altersystemu. Co jakiś czas następna gwiazdeczka antytotalitarna zaczyna "śpiewać", "tańczyć" albo "wieszczyć" na wojenną nutę. Powtarzając jak echo kolonialnych sług z pierwszego szeregu: jakoby Ukrainie pomagać trzeba tak, żeby wygrała wojnę; jakoby Polska mogła jakieś tajemnicze cóś zyskać na pokonaniu Rosji; jakoby pokonanie mocarstwa mającego broń masowej zagłady było łatwe; jakoby Polacy potrzebują łatwiejszego dostępu do broni.
To jak łatwo USA z wasalami pokona Rosję, czy tak łatwo jak nie pokonało Korei Północnej, Wietnamu, Iraku, Afganistanu i Syrii? Pokona, nie pokona, ale na mieleniu mięsa armatniego ktoś coś zarobi. A czy godzimy się, żeby zarabiano na polskim mięsie armatnim? Czy za mało go przemielono w ostatnich wiekach? Czy za mało razy zdrady elit nadwiślańskich kończyły się masakrami zwykłych Polek i Polaków? Czy los zwykłej ludności Polski obchodzi sprzedawczyków z warstw zarządzających i spośród aspirujących do tych warstw krzykaczy robiących kariery na udawanym antytotalitaryzmie?
Znamy już dość dobrze sprzedajność elit systemu, altersystemu i antysystemu. Więc precz z elitami, precz z autorytetami, precz z wojną, do której nas pchają. Niech sobie zachowają pozerskie patriotyczne nawijki, marsze podległości, szkolenia wojskowe, dostęp do broni i popieraną przez nich karę śmierci. Nie idziemy na tą ich wojnę.
Ruch Oporu 2020